rip LunarBird CLH rip LunarBird CLH
321
BLOG

Smoleńsk i 7 przesłanek wskazujących na winę Rosji

rip LunarBird CLH rip LunarBird CLH Polityka Obserwuj notkę 28

 

Poniżej publikuję klarowną listę powodów, dla których przyjmuję winę Rosjan w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Czy to jest wina świadoma, to inna kwestia, jednakże intensywność działań Kremla w tej kwestii wskazuje IMO na winę świadomą.

  • Ten zawinił, w czyim to było interesie

Klarowne zestawienie działań rosyjskiego publikował choćby Łażący Łazarz tutaj. Kwestię tę poruszył też pan Łukasz Warzecha, odpowiadając na argumenty Igora Janke. Logiczny ciąg zdarzeń wskazuje na to, iż Kremlowi przeszkadzał prezydent Lech Kaczyński. Co więcej obecność w polskiej polityce takich ludzi jak Zbigniew Wassermann czy Aleksander Szczygło była sama w sobie dla Kremla niebezpieczna. Ci ludzie nawet pozbawieni władzy mogli publicznie demaskować poczynania rosyjskich służb specjalnych i rosyjskich władz, co było Kremlowi wybitnie nie na rękę. Władimir Putin nie mógł wiedzieć, że katastrofa w Smoleńsku w takim stopniu podniesie poparcie dla Jarosława Kaczyńskiego i PiS. A poza tym nie czarujmy się, Jarosław Kaczyński w takim scenariuszu miał zginąć w tym samym samolocie, co i jego brat! Że nie zginał, to tylko ślepy traf. Łatwo jest nam, znając fakty, twierdzić „przecież to było oczywiste, że tak się to potoczy”. Nieprawda, wcale nie było oczywiste, zwłaszcza z perspektywy Kremla.

Oczywiście, kadencja Lecha Kaczyńskiego się kończyła. Czy nie miał szansy na reelekcję? Obawiam się, że zwolennicy PO za głęboko siedzą w partyjnej propagandzie, by dostrzec rzeczywistość. Lech Kaczyński realne szanse na reelekcję miał. Już raz mówiono, że nie ma szans, a jednak jakoś nie przeszkodziło mu to wygrać.

  • Strona niewinna nie utrudnia poznania prawdy

Gdyby Kreml był niewinny w tej sprawie, najskuteczniejszym sposobem oczyszczenia się z zarzutów byłoby przekazanie śledztwa Polsce, albo jeszcze lepiej NATO. Odsunęłoby to podejrzenia o wpływanie przez Rosję na przebieg śledztwa, tuszowanie dowodów itp.

Tymczasem Rosja bezpośrednio po katastrofie podjęła energiczne kroki zmierzające wprost do zatuszowania prawdy. Teren katastrofy został zaorany przez ciężki sprzęt. Drzewa mogące posłużyć do odtworzenia trajektorii lotu Tupolewa w ostatnich sekundach wycięto. Czarne skrzynki skwapliwie zabrano do Moskwy „pod okiem polskich obserwatorów”. Tacy sami obserwatorzy obserwowali przecież śledztwo w sprawie katastrofy gibraltarskiej i jakoś na obiektywizm śledztwa nie zdołali wpłynąć. Co więcej władze rosyjskie nie zareagowały na liczne sygnały o nieprawidłowościach w toczącym się śledztwie. W osłupienie też wprawia upór Kremla, by jak najwięcej materiałów zataić przed stroną polską. Nie będę się rozpisywał na temat niedoinformowania Edmunda Klicha, który jest przecież akredytowany przy MAK i powinien mieć pełny dostęp do wszystkiego. Sam fakt upartego sprzeciwiania się przekazaniu stronie polskiej oryginałów czarnych skrzynek mówi sam za siebie. Tak nie postępuje strona próbująca dowieść swojej niewinności. Tak postępuje ktoś, kto ma wiele do ukrycia.

Przywołajmy przykład pierwszego Katynia. Niemcy jak odkryli groby, nie zaorali terenu ciężkim sprzętem i nie powoływali własnej komisji. Nie tknęli miejsca i domagali się komisji międzynarodowej. ZSRR natomiast powołało marionetkową komisję sowiecką. W efekcie nikt dziś Niemców o Katyń nie oskarża. Można? Można. Co więc ma do ukrycia Władimir Putin?

  • Strona niewinna nie ma interesu w mnożeniu spekulacji

Założenie niewinności Kremla wiąże się z automatycznym stwierdzeniem, że w takiej sytuacji rosyjskim władzom wybitnie nie na rękę byłyby wszelkie spekulacje rosyjskich mediów. A to dlatego, że takie spekulacje tworzą atmosferę niepewności i ukrywania prawdy, co godzi w wiarygodność strony rosyjskiej w tej sprawie. Tymczasem strona rosyjska nie tylko na takie spekulacje i przekłamania nie reaguje, ale sama je nagminnie stosuje. Przykładem może być zawarte w dostępnym na rosyjskiej stronie rządowej stenogramie prac komisji rządowej stwierdzenie Sergeya Shoigu, że polski Tu-154M zniknął z radarów o 10:51 czasu rosyjskiego. Tymczasem o tej porze Tupolew już nie istniał. Shoigu nie sprostował tej informacji, nie wyjaśnił, jak doszło do pomyłki. A to ważna sprawa, on jako minister miał obowiązek podjąć kroki w celu ustalenia faktów w tej sprawie i miał po temu odpowiednie środki. Do tego można dodać sugestie gubernatora okręgu smoleńskiego na temat winy polskich pilotów już w kilka godzin po katastrofie. A przecież od ustalenia, kto jest winien, nawet w samej Rosji nie jest jakiś gubernator tylko MAK.

Kreml ani też MAK ani razu nie zareagowały dementi na plotki rozsiewane przez rosyjskie media. Nawet w kwestii informacji o których nieprawdziwości władze rosyjskie miały środki się przekonać. Co więcej tych fałszywych informacji nie napiętnowano nawet później. Przemilczano zupełnie fakt ich występowania. Postępowanie dziwne jak na stronę, której zależy na dowiedzeniu niewinności i na klarowności całego postępowania.

  • Tajemniczy Ił-76

Pojawienie się na lotnisku na którym ma lądować prezydent RP rosyjskiego wojskowego transportowca samo w sobie jest dziwne. Jeszcze większe zdziwienie budzi karkołomny manewr Iła tuż nad płytą lotniska. Wyjaśnienie Kremla, iż Iłem lecieli funkcjonariusze FSB mający chronić prezydenta RP nie trzyma się kupy. Po pierwsze to za wielki samolot do tego celu. Po drugie Ił-76 podobno zrezygnował z lądowania jeszcze zanim mógł się dowiedzieć czy Tupolew wyląduje czy nie. Po trzecie funkcjonariusze FSB jak się okazało mimo wszystko w Smoleńsku byli.

Czy gdyby Rosja była niewinna w tej sprawie naturalnym kierunkiem śledztwa nie byłoby zbadanie dziwnego zachowania Iła-76? Nie co dzień samolot przelatuje mocno przechylony końcem skrzydła omal nie orząc płyty lotniska...

  • Dziwne zachowanie kontrolerów lotu

Po pierwsze nawet z ujawnionych stenogramów wynika, że kontroler podał komunikat „na kursie i ścieżce” kilkadziesiąt sekund przed katastrofą, kiedy Tupolew w żadnym razie na kursie i ścieżce nie znajdował się od dawna.

Po drugie jeden z kontrolerów w wywiadzie twierdził, że polscy piloci bardzo kiepsko znali rosyjski, co okazało się nieprawdą i nawet MAK to potwierdziło.

Po trzecie jeden z kontrolerów poszedł na emeryturę bezpośrednio po katastrofie w Smoleńsku. Po czwarte kontrolerzy uciekali z wieży.

I wreszcie strona rosyjska kategorycznie zaprzeczała winie kontrolerów aż do tej pory, choć wina jest oczywista i jasno udowodniona. A przecież MAK miała zapisy rozmów w kokpicie o wiele dłużej. Jeśli strona rosyjska chce dotrzeć do prawdy, dlaczego stosuje kumoterstwo, chroniąc kontrolerów aż do chwili, gdy już ich się ochronić nie da wbrew znanym przez siebie faktom? Z czystego altruizmu jak rozumiem?

  • Brak wiarygodności MAK

Już sam fakt, że to MAK certyfikował zakłady remontujące wcześniej polskiego Tupolewa sprawia, że trudno MAK uznać, za instytucje bezstronną w tej sprawie. Orzeczenie jakichkolwiek usterek technicznych godziłoby w prestiż MAK. Dochodzi do tego fakt, że niemal wszystkie do tej pory wyjaśnianie przez MAK katastrofy zostały zwalone na winę pilotów. Żadnych problemów technicznych czy tego typu rzeczy. To oczywisty absurd. Po trzecie nie jest wielką tajemnicą, że Tatiana Anodina ma szerokie plecy wśród wierchuszki rosyjskiej. Wielce pouczający tekst w tej kwestii znajdujemy na łamach niezależnej.pl Gdyby Putin chciał coś zatuszować w tej sprawie, najprościej byłoby zdać się na Anodinę.

  • Kwestia tajnych informacji i telefonów satelitarnych

Do tej pory nie wiadomo, co się z nimi stało. Tatiana Anodina potrudziła się uzyskać od władz pisemne oświadczenie, że w Smoleńsku nic nie było zmieniane, a jakoś olała kwestię telefonów satelitarnych NATO, pomimo że fakt zniknięcia z miejsca katastrofy tak ważnych przedmiotów dyskwalifikuje w całości rosyjskie śledztwo. I nasuwa się niemiła konkluzja, że Rosja skorzystała z okazji by poznać tajemnice wojskowe NATO. W dodatku Anodina bynajmniej nie stara się zaprzeczać, że tak nie było. Stwierdziła, że tajnymi informacjami nie ma w MAK, choć przecież nikt nie twierdził, że to MAK je posiada. Na temat telefonów satelitarnych ucięła, że nic o tym nie wiedzą. Nie ma do tej pory żadnego oświadczenia strony rosyjskiej, że Rosja ani tajnych informacji, ani telefonów satelitarnych nie przejęła, nie ma też prób wyjaśnienia, co się z nimi stało. Ja to odbieram jako pokazywanie fakola NATO: „poznaliśmy wasze tajemnice wojskowe, a wy pocałujecie nas w dupę, bo jak będziecie podskakiwać, to załatwimy się z wami po naszemu, tak jak z Juszczenką i Kaczyńskim”.


 

Jak w takiej sytuacji wierzyć w dobrą wolę Rosji? Trzeba być chyba ślepym albo głupim.

Kiedy ktoś nazwie cię koniem, nie zwracaj na niego uwagi. Gdy powtórzy to ktoś inny, poważnie się zastanów. A kiedy powie to ktoś trzeci, odwróć się i przywal mu zadnimi kopytami. Na drugi raz poważnie się zastanowi, zanim zaczepi konia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka