rip LunarBird CLH rip LunarBird CLH
256
BLOG

Smoleńsk: awaria steru wysokości?

rip LunarBird CLH rip LunarBird CLH Polityka Obserwuj notkę 5

Stenogram przynosi wiele zagadek. Pada komenda „odchodzimy”, ale nikt na nią nie reaguje. Z tekstu nie wynika również, żeby załoga spodziewała się jakichkolwiek kłopotów. Z drugiej strony ilość wypowiedzi niezrozumiałych jest po prostu absurdalna. Znamy ledwie marne strzępki tego, co się działo w samolocie. Co więcej na stenogramach nie ma zaznaczonych czynności załogi. Nie ma zaznaczonego, w którym momencie co robiono. A to bardzo ważna informacja. Niemniej ze nie ma wypowiedzi świadczących o tym, by wiedzieli, że znajdują się na złym kursie czy o tym, że mają problemy z samolotem. Zauważyć jednak należy, że takie wypowiedzi z łatwością mogą znajdować się pośród wielu niezrozumiałych. Niemniej komenda „odchodzimy” mnie osobiście skłania do odrzucenia tezy o meaconingu. Ale to jedyny fragment w oparciu o który można tę tezę wykluczać, w dodatku fragment budzący wątpliwości. Brak reakcji na tę komendę i ignorowanie wieży kontrolnej można tłumaczyć racjonalnie tylko jednym: coś zaskoczyło, zaszokowało załogę. Albo zapis jest zły i to było pytanie, a nie komenda. Jeśli pilotów zaskoczyła sytuacja, nie byłoby dziwne, że myśleli, jak sobie z nią poradzić i co może być przyczyną.

Po zapoznaniu się z zawartością czarnych skrzynek muszę też stwierdzić, że o wiele większych cech prawdopodobieństwa nabiera teza postawiona przez wielu pilotów, a opublikowana w „Naszym Dzienniku”. Otóż twierdzili oni, że doszło do awarii steru wysokości, o czym piloci nie wiedzieli.

Według nastaw autopilota samolot co 2 km miał się zniżać o 100 m, a na wysokości 100 m w odległości 2 km od pasa miała zapaść decyzja o tym, czy lądować. Jeśli tak - piloci przeszliby na ręczne sterowanie. Tak się nie stało. Za to po "wyrzuceniu" podwozia doszło do usterki steru wysokości.
Tu-154M miał już wcześniej problemy z blokiem sterowania, który uległ awarii na Haiti w styczniu br. (blok ten był wymieniany w czasie zakończonego w grudniu 2009 r. remontu samolotu w zakładach w Samarze). Samolot powrócił do kraju dzięki działaniom pilotów, którzy naprawili usterkę. Po tym incydencie blok powinien być wymieniony przez techników specpułku. Czy tak się stało? Czy w Smoleńsku nowy blok mógł ponownie nawalić?

Ta teza jest o tyle prawdopodobna, że ten Tupolew miał już wcześniej takie kłopoty. Mogły się powtórzyć. Mogły też zostać wywołane celowo, nie jest to specjalnie skomplikowane. Co więcej na milczenie dowódcy zwraca też uwagę emerytowany pilot LOTu.

Co więcej budzi moje zaniepokojenie fakt, że tak wiele wypowiedzi jest niezrozumiałych. Przez to bardzo trudno jest właściwie zinterpretować sytuację. Teoretycznie piloci mogli nawet zastanawiać się, co się do cholery dzieje, niezrozumiałych wypowiedzi jest tyle, że swobodnie zmieściłyby takie wymienianie przypuszczeń. To aż dziwne, że nagrania są tak złej jakości. Czyżby ktoś je celowo zamazał? To przecież nośniki magnetyczne. A przypomnijmy, czarna skrzynka otwierana w Polsce zawierała parametry lotu a nie rozmowy w kabinie. Uszkodzenie magnetycznego nośnika na jakim nagrywane były rozmowy nie przedstawia przecież wielkiego problemu – ot przypadkiem pozostawiony w pobliżu taśm mocny magnes.

Nasz Dziennik” poszedł za ciosem, publikując następny artykuł, komentujący stenogramy. ND twierdzi, że TAWS nie mógł ostrzegać pilotów komunikatem „TERRAIN AHEAD! PULL UP!”

Na 18 s przed katastrofą system EGPWS "dostrzega", że samolot nie wznosi się, a ustawiona jest najwyższa moc silników. Alarmuje pilotów, co rejestruje czarna skrzynka. System "mówi" wbrew wersji Rosjan: "Don't sink! Don't sink!", ("Nie przepadaj!"), co zdarza się tylko, gdy samolot nie wznosi się po starcie lub na maksymalnej mocy silników. Nie jest prawdą, że komunikat systemu brzmiał: "Terrain ahead! Pull up!" (Ziemia przed tobą! Ciągnij w górę!), jak twierdzą Rosjanie. Smoleńskiego lotniska nie ma w bazie danych systemu, ten tryb ostrzegania był po prostu wyłączony. Inaczej dużo wcześniej, już na wysokości 666 m, zabrzmiałby komunikat systemu. W tej sytuacji działał tylko system EGPWS, który nie wymaga wiedzy o pozycji samolotu względem terenu i lotniska. Jednym z elementów tego systemu jest właśnie komenda: "Don't sink!".
- W tym momencie piloci przelatują nad wąwozem, zatem wskazówka radiowysokościomierza zdaje się iść w górę. Pokazuje pozorny wzrost wysokości. "Wcięci" przez olbrzymie przyspieszenie w swoje fotele, nie widząc ziemi w gęstej mgle, nie mogą zweryfikować tego własnymi zmysłami. Ostrzega ich jedynie system.

Co więcej ND przytacza dwie ważne przesłanki na poparcie tezy o awarii steru wysokości.

  • Jedynym wyjaśnieniem rozerwania samolotu na strzępy jest fakt, że na konstrukcję działała ogromna siła. Samolot musiał więc uderzyć o ziemię z ogromną prędkością, a osiągnięcie takiej prędkości nie byłoby możliwe w kilka sekund nawet przy założeniu, że pilot tuż przed uderzeniem włączył dopalacze. Tupolew musiał podchodzić do lądowaniadaleko za szybko, a jeśli tak, to pytanie dlaczego piloci ani autopilot tego nie skorygowali? Jedyne wyjaśnienie brzmi: nie byli w stanie, maszyna była niesterowna.

  • Artur Wosztyl potwierdził, że Tupolew podchodził do lądowania na maksymalnej mocy silników. ND wyjaśnia ten fakt:Schodzą nieco za szybko, pod zbyt dużym kątem. Kapitan Protasiuk nie może wiedzieć, dlaczego tak się dzieje, ale woli dmuchać na zimne. Już na 3 km przed progiem pasa decyduje się zrezygnować z lądowania. Kapitan przekręca gałki sterowania autopilotem, ustawiając maksymalną prędkość i wysokość. Autopilot sterujący ciągiem silników ustawia je na moc startową, a więc maksymalną. (…) Kapitan Protasiuk poleca nawigatorowi ustawić autopilota tak, by następny way-point (punkt na trasie) znajdował się po przeciwległej stronie pasa. Jednak wbrew zamierzeniom nie będą się wznosić.

Zastanawiające, jak długo trwało odczytywanie czarnych skrzynek i jak bardzo są zniszczone. Co Rosjanie porabiali tyle czasu? Czemu tak opornie podchodzili do ujawnienia zapisów? Czemu na konferencji MAK Anodina zastrzegała, że oryginalne czarne skrzynki pozostaną w Rosji? Zauważmy, komunikaty systemów TAWS i EGWPS są standardowe, to jest zawsze niemal ten sam dźwięk. Technicznie rzecz biorąc podmienienie ich nie byłoby wielkim problemem.

Wątpliwości ma nie tylko „Nasz Dziennik”. Podobnie zachowanie pilotów zinterpretował Janusz Więckowski, emerytowany pilot.

Prezydencki tupolew schodził do lądowania w Smoleńsku 2 – 3 razy za szybko. Piloci nie reagowali i nie rozmawiali z wieżą kontroli lotów. Dlaczego? Ostatnie 30 sekund lotu i milczenie dowódcy świadczą o tym, że załoga była w szoku, bo utraciła sterowność - uważa Janusz Więckowski, emerytowany pilot, który wylatał na Tupolewie 154 prawie 20 tysięcy godzin.

- Kiedy na wysokości 150 metrów maszyna nie reaguje, to wtedy się nie rozmawia z wieżą, tylko się myśli, dlaczego się tak dzieje. Dlaczego prędkość schodzenia się nagle powiększa, z 4-5 m/s do 14 m/s. Przecież pilot to nie samobójca - tłumaczył Więckowski w TVN 24.

W podobnym tonie wypowiada się tez inny ekspert.

- Zacząłem czytanie od ostatnich stron. Drugi pilot mówi "odchodzimy", a nawigator dalej odlicza wysokość. Mogę wnioskować, że samolot ma prędkość opadania ok. 14 m/s. To jest prędkość niespotykana przy podejściu. Normalnie jest trzy razy mniejsza. Samolot zbliża się do ziemi bardzo szybko - komentował w TVN 24 Krzysztof Krawcewicz z "Przeglądu Lotniczego".

Pojawia się też zasadniczy problem zerwanej linii elektrycznej. Dziennik.pl pisał o tym, że linia energetyczna została zerwana o godzinie 8:39:50. Tymczasem według stenogramu o 8:39:59 polski Tupolew był na 400 metrach. Co więcej o 8:40:14 wieża kontrolna potwierdza, że Tupolew jest na właściwej ścieżce do lądowania.

Teza o awarii steru wysokości w żadnym razie nie udowadnia, że nie mogło być zamachu. To był ostatecznie rosyjskiej produkcji samolot i to niedawno remontowany w Rosji. Co więcej działania władz rosyjskich byłyby daleko przesadzone gdyby chodziło tylko o honor rosyjskiej fabryki samolotów. Nadal jestem zdania, że ktos tu namieszał. Co więcej stenogram nie do końca trzyma się kupy, zwłaszcza brak rekcji na "odchodzimy" jest dziwny. No chyba, że to nie była komenda tylko pytanie. Ale wtedy teza o meaconingu byłaby nadal aktualna, bo równie dobrze stenogram można zinterpretować jako zupełnie normalne podchodzenie do lądowania we mgle przy zafałszowanych przyrządach.

Kiedy ktoś nazwie cię koniem, nie zwracaj na niego uwagi. Gdy powtórzy to ktoś inny, poważnie się zastanów. A kiedy powie to ktoś trzeci, odwróć się i przywal mu zadnimi kopytami. Na drugi raz poważnie się zastanowi, zanim zaczepi konia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka